To, że byłem grubasem — nie jest żadną tajemnicą.
Choć przez długi czas sam uważałem się — za dobrze zbudowanego, a nie za grubego. Z czasem przyszła refleksja, że to odbicie w lustrze to nie jest dobrze zbudowany mężczyzna, a mówiąc wprost — grubas.
To był jeden z sygnałów, że trzeba coś z tym zrobić.
Stąd pojawiła się determinacja, aby to zmienić.
Jak na razie udaje mi się unikać słomianego zapału.
Ale głównym czynnikiem mojego cichego buntu oprócz uzyskania świadomości jak bardzo w czarnej dupie jestem, było to jak, zobaczyłem wyraźnie, co się dzieje u nas w domu.
Zdałem sobie sprawę, że nie chce tak.
Że nie chce być ta tocząca się kulą.
Tak, wiem, że kula to też figura i nawet idealna pod pewnymi aspektami.
Ale życie jako kula to nie jest to, co chciałbym mieć, na kolejne lata mojego życia.
W domu jedyna rzecz przyspieszała do tak zwanej setki — to jest waga. Tylko ona tę setkę przekraczała i biegła dalej w szalonym tempie. U mnie się zatrzymała. I tak na wysokich wartościach. U innych nie.
Przyszedł czas cichego buntu.
Buntu przed tym, że śmieciowe miałem jedzenie.
Buntu przed tym, że śmieciowe miałem dni.
Buntu przed tym, że śmieciowe miałem odpoczynki.
Buntu przed tym, że śmieciowe miałem wolne.
Buntu przed tym, że śmieciowe miałem — życie.
Nie chciałem tego dalej tak ciągnąć.
Mój cichy bunt przerodził się w moje małe zwycięstwo.
Dziś mam mniej na wadze.
Dziś mam inne nawyki żywieniowe.
Dziś mam już inne podejście do aktywności.
A to co najbardziej mnie chyba w tym cieszy — to, że moje najbliższe otoczenie widzi moją zmianę.