Jak doszło do tego, że po raz kolejny zabieram się (z różnym skutkiem) za redukcje?
W zasadzie bardzo prosto.
Pracuje jako informatyk.
Tak, wiem — to nie jest żadna wymówka — ludzie pracujący w tym zawodzie potrafią być normalnymi gościami, a nie bambaryłami. Sam nawet znam paru takich ludzi.
- Większość mojego czasu pracy — to praca siedząca, za biurkiem.
- A co za tym idzie — mało ruchu.
- Do tego dochodziło podjadanie — słodyczy, czipsów i innych rzeczy, jakie można było znaleźć w biurku. I to, co przynieśli „darczyńcy”.
- Jedyny ruch — to od biurka do samochodu (w większości) – nie liczę tutaj zakupów
- Aktywność jako taka ograniczała się do spacerów w ilości tak małej, że aż wstyd o tym mówić
- Jedzenie — w domu potrafiła zagościć pizza, kebab, burger i inne rzeczy — i to nie jako „nagroda” w postaci kawałka tylko normalnie jako posiłek.
- siedzenie w domu przed komputerem — nie to, że teraz nie siedzę.- bo siedzę — ale zdecydowanie mniej czasu na to staram się przeznaczać i bardziej produktywnie robić pewne rzeczy.
- Alkohol — nie powiem, że nie lubię — ale teraz z perspektywy czasu, mimo że nie pijam piwa — to jednak on też swoje dołożył do tej układanki.
I aby było jasne — żaden z powyższych punktów to nie jest wymówka, usprawiedliwienie — to tak po prostu wyglądało.