Społeczeństwo wychowane jest tak — że to mężczyzna jest filarem, ostoja rodzimy, domu. Ma być silny, zaradny, ambitny, sprawny i tak dalej.
Ale chwila, chwila.
Przecież my jako mężczyźni też mamy uczucia, marzenia, oczekiwania.
Czy mężczyźni płaczą?
Tak. Nie zawsze jest to widoczne, a wręcz bym powiedział — nie pokazujemy tego. Zdarza nam się uronić tę łzę gdzieś ukradkiem. Jak już jesteśmy sami i nikt nas nie widzi — dajemy upust swoim emocjom.
Jak sobie z tym radzimy?
Różnie. Jedni uciekają w trening. Jeśli mają niewielki nadmiar pary to upuszczenia — wystarczy jakieś cardio, spacer, rower, jak ktoś może to bieganie. Większe ilości upuszczają na treningach siłowych. A jak już naprawdę jest na granicy utrzymania — idą na sporty kontaktowe — i tam dają ujść złej energii. Inni uciekają z domu na ryby. W zasadzie każda forma wyładowania się, a raczej wyciszenia będzie dobra. W innym przypadku zaszywamy się gdzieś w „kącie” i czekamy, aż przejdzie. Czasem przechodzi szybciej, czasem przechodzi wolniej. Nie ma na to złotego środka.
A co jak sobie nie radzimy?
I tu z obserwacji wiem, że zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Jedno uciekają w alkohol. Fakt, alkohol nie rozwiązuje problemów — no ale mleko tez nie. Inni uciekają w jedzenie. Jeszcze inni szukają ukojenia w narkotykach. Ci, co są odrobinę silniejsi od tych, co uciekają w różne substancje — po prostu się poddają i biegną z tak zwanym nurtem.
Żadna z powyższych rzeczy czy metod nie jest dobra zarówno dla nas jak i dla innych — dla naszego otoczenia, rodzin, znajomych, przyjaciół.
Większość z tych, jakich znam — ma problem, aby mówić o swoich uczuciach i potrzebach czy problemach. Nie raz trzeba, pociągnąć za język, a i tak nie jest to takie oczywiste, że powie.
A czasem wystarczy się rozejrzeć, aby to zobaczyć.
