Podczas mojej pierwszej redukcji na siłowni (jeszcze wtedy to była sieć Calypso) w Galerii Przymorze jednym z trenerów był Krzysiek. Jego osoba pewnie się jeszcze przewini przy innych aspektach mojej przemiany, jaką wtedy przerzedłem.
Podczas jednej z naszych rozmów, Krzysiek zapytał mnie:
– Czy Ty będąc na diecie, jesteś głodny?
– No czasem zdarza się. A co?
– To źle
– Czemu?
– Bo nie powinieneś
I tym sposobem, Krzysiek uświadomił mi jedna rzecz — iż, będąc na diecie — nie mogę być głodny.
I tu pojawiło się rozwiązanie pewnych problemów, jakie miałem:
– zdarzało się, że byłem zły,
– zdarzało się, że byłem rozdrażniony,
– zdarzało się, że byłem nerwowy,
– zdarzało się, że byłem zmęczony,
– zdarzało się, że miałem problemy z koncentracja
– zdarzało się, że miałem problemy ze snem,
I najgorsza rzecz, jaka była — bo z tym co napisałem wyżej, jakoś sobie radziłem — to było szukanie czegoś do jedzenia.
Co jadłem? To, co wpadło mi pod rękę i nie koniecznie było to niskokaloryczne.
W ostatecznym rozrachunku, zmieniając dietę (a raczej ją uzupełniając, aby nie była tak rygorystyczna) doprowadziłem do sytuacji, w jakiej wyprostowałem to. Fakt, nie od razu to mi się udało — wymagało to trochę czasu i obserwacji, ale ostatecznie wyszło na plus dla mnie.