Sen
Od kiedy sięgam pamięcią, nie byłem typem, który spał do południa. Zawsze budziłem się wcześnie rano i już coś tam robiłem.
Nawet wtedy kiedy szedłem bardzo późno spać czy też jak zarywałem noce. Parę godzin snu i człowiek dalej funkcjonował.
Od jakiegoś czasu zmieniłem podejście.
Staram się chodzić w miarę o tej samej godzinie spać.
Mając stała prace i wstając o w miarę stalej porze mam już tak przyzwyczajony organizm, że budzę się, można powiedzieć bez budzika — w okolicy czasu kiedy muszę wstać i zacząć się ogarniać do pracy.
Bardzo rzadko zdarza mi się w weekend (tylko wtedy mam taka możliwości, a i to nie zawsze) pospać dłużej — jednak nie wynika to z faktu, ze musze się wyspać czy coś takiego. Nic z tych rzeczy. Bardziej to wynika z faktu, że jestem po prostu chory
Do tego ze mam się przenieść w okolice łóżka dają znać też nasze koty. Maja jakiś zegarek biologiczny czy inne ustrojstwo, które mówi im, ze teraz mają przyjść — wymusić (a jak) zakończenie tego co się robi i przeniesienie się na łóżko — wtedy będzie czas dla nich.
A że po wymizianiu jednej i drugiej nie chce mi się zasadniczo już nic innego robić — to jest to dobry moment, aby iść spać.
I tak mniej więcej wypada to w okolicy godziny 22 no może 22:30. Nawet mój wewnętrzny zegarek biologiczny sam daje znać ze to jest moment ze mam obrać pozycję poziomą, a nie pionową.
Co idzie za tym, że kładę się wcześnie i budzie się w miarę po 7 czasem po 8 godzinach snu? Czuje się wyspany, nawet wypoczęty (choć to tak naprawdę czułem dopiero na ubiegłorocznym wyjeździe w Bieszczady). Czy naładowany pozytywna energia? Nie zawsze — wszystko zależy co mam danego dnia do zrobienia i co mnie czeka.
Zauważyłem też ze mając dwa dni takie same pod względem zajęć i jedzenia to po dniu kiedy prześpię te 7, a jak się uda to nawet 8 godzin — rano mam mniejszą wagę. Nie dużo — ale jest. Tak wiem, ze mam nie ważyć się codziennie i nie patrzeć na cyferkę — jednak nie ukrywam ze to mile łechta moje samopoczucie, ego czy cokolwiek innego.
