Regeneracja

Regeneracja

Aby ta maszyna, jakim jest nasz organizm, działało prawidłowo — ważna jest regeneracja

Nie od dziś w społeczeństwie krąży powiedzenie — coś dla ciała i coś dla ducha.

Regeneracja zarówno fizyczna jak i psychiczna jest bardzo ważna. W moim odczuciu w przypadku bycia na redukcji jest to najważniejsza rzecz.

Regeneracja fizyczna
Będąc młodszym o jakieś 20 lat, często włączał mi się tryb boga — good mode. Czego to ja nie zrobię? Czego to ja nie umiem? Jestem och i ach. Mało snu i energetyki, kawa — o tym już było. Wtedy nie doceniałem tego, że trzeba się regenerować.
Zdałem sobie sprawę z tego, kiedy była moja pierwsza redukcja. Wtedy dopiero dotarło do mnie, jak ważny jest sen. Tak zwykła czynność jak spanie.
Zaczynając redukcje, treningi miałem co drugi dzień. Justyna (moja instruktorka) tłumaczyła mi — jutro nie ma treningu, bo masz mieć czas na regeneracje. Przez pewien czas trzymałem się tej zasady. Ale z czasem widząc swoje postępy, stwierdziłem, że szkoda mi tego wolnego dnia. Że mogę coś zrobić. A może jakiś lekki trening. Pierwsze dwa, może trzy to były lekkie. Potem już wjeżdżały na pełnej. Nie było czegoś takiego jak lekki trening.
Fakt, wtedy czułem pewnego rodzaju „głód treningowy”. Jak nie mogłem iść na siłownię — bo bylem chory — to mnie w domu roznosiło.
Nie do końca rozumiałem jeszcze wtedy zależności, jakie u mnie zachodzą. Spać spałem. Ale czy to było poprawne regenerowanie się? Nie do końca.
Aktualnie jestem bardziej świadomy tego co się dzieje z moim organizmem. I tym jak pewne rzeczy na niego wpływają.
Dziś jestem zdania — nie spisz, to nie się nie regenerujesz.

Regeneracja psychiczna
No tak, ale nie samym snem i treningami człowiek żyje. Ten złoty środek, jakiego szukałem i nie znalazłem — gdzieś się dobrze musiał schować. I tutaj w sumie nie chodzi tylko o to, aby odpocząć od treningów. Ale także, by odpocząć od pracy, od tego całego zgiełku, jaki nas otacza. I jeszcze jedna istotna sprawa. W redukcji jestem wystawiony na to — że muszę odmówić sobie pewnych rzeczy, pewnych nazwijmy to przyjemności. A to już nie robi dobrze na psychikę.
Obecnie żyjemy w świcie, gdzie wiele rzeczy dzieje się szybko. Szybko jemy, szybko pracujemy, szybko jeździmy. Brakuje tego spowolnienia. Brakuje tego, aby można było dostrzec to co nas otacza.
Sam łapie się na tym, dopiero stojąc w korku — zauważam dookoła to, co się zmieniło.
Świat dookoła nas pędzi z zawrotną szybkością.
W książce Samotny żeglarz Krzysztof Baranowski dzieli się refleksjami na temat samotnej żeglugi i porównuje ją do życia na lądzie. Baranowski opisuje, jak samotna żegluga pozwala mu oderwać się od codziennych trosk i znaleźć spokój w porządku, jaki panuje na morzu.
W wywiadzie opublikowanym na portalu i.pl Baranowski mówi:

Na lądzie panuje bałagan nie do opanowania. Często niezależny od nas. Na morzu, kiedy jestem sam, wszystko mogę sobie ułożyć, ale nawet kiedy mam liczną załogę i nią dowodzę, są sposoby na zaprowadzenie porządku.

Jak radzę sobie z tym pośpiechem, tym pędem.
Jeśli nie mogę się od tego wszystkiego oderwać fizycznie — słucham muzyki. Choć w zasadzie patrząc na to z szerszej perspektywy — zawsze słucham muzyki. Muzyka od dziecka mi towarzyszyła.
Ale jak mogę, to staram się wyjść. Nawet krótki spacer pozwala mi na pewnego rodzaju reset.
Jednak czasem to jest tylko działanie doraźne. I na dłuższą metę nie ładuje akumulatorów na tyle, ile bym chciał. Kolejna rzecz to zaplanowany wyjazd gdzieś na weekend. Nie musi być daleko. Gdzieś poza miasto, z daleka od tego całego wariactwa. Aktualnie z tym mamy pewien problem — przez pracę mojej Karoliny — bo nie zawsze jesteśmy w stanie tak zgrać grafiki, aby nam się udało gdzieś wyjechać.
Ale czy to wystarczy? Nie. Są takie momenty w życiu, że jesteśmy tym wszystkim tak przeładowani, że spacer czy weekend poza miastem już nie wystarczają. A do urlopu zostało jeszcze kilka miesięcy. I tu na szybko można zaplanować — o ile się to da zrobić — coś w postaci dłuższego weekendu i wyjechać gdzieś dalej. Nasz wyjazd w Bieszczady był takim właśnie wyjazdem po urlopie a przed urlopem. Pozwoliło to nam obojgu naładować akumulatory na tyle, że przez jakiś czas funkcjonowaliśmy w komfortowym trybie.

W tym wszystkim trzeba znaleźć złoty środek — aby wilk był syta a owca cała.
Nie zawsze się to udaje.

A patrząc po tym co się dzieje dookoła — możliwe, że tej regeneracji psychicznej będę potrzebował dużo. Oj bardzo dużo.