Jak się zaczęła pandemia covid — naród został zamknięty w domach. Aby nie zwariować, trzeba było coś robić. Ci, co mieli domki — wygrali na tym. Gorzej mieli ci, co mieszkali wtedy w blokach.
Z początku euforia — nie trzeba jechać do roboty. Kto nie musiał, to nie musiał. Byli tacy, co musieli.
Po pierwszych dniach kiedy ta euforia opadła — zaczęła się szara rzeczywistość. Swoje szczyty przeżywały wszelakiej maści platformy oferujące streaming, sklepy internetowe. Całe życie przeniosło się do sieci.
Ale siłowni nie da się przenieść. Były treningi wirtualne. Pojawiło się na social mediach pełno treningów, jakie można wykonać w domu z tym co tam akurat mamy. Jak nie masz hantli — weź butelkę po wodzie. Za małe obciążenie przy przysiadach — weź plecak i zapakuj do niego butelki z wodą.
Ciężar własny
Pierwsze kroki — mam ciężar własnego ciała. Nie mały. No to można coś z nim zrobić.
Weszły pompki, weszły przysiady, weszły skłony i coś jeszcze co się dało zrobić w domowych warunkach. Przez jakiś czas coś tam nawet mi to sprawiało frajdę.
Ale było mało i się szybko nudziło.
Wioślarz
Ten dostałem jeszcze przed całą zadymą — w czasie kiedy nikt nie słyszał jeszcze o czymś takim jak covid. Kilka razy na nim w domu się jakiś tam trening zrobiło.
Ale to jednak nie jest to samo co na siłowni. Ten, co mam — jest dla mnie po prostu za mały. Po ostatnim treningu miałem problem z dwoma rzeczami.
1. Nie mogłem zmienić obciążenia na drążku — cały czas miałem takie samo.
2. Po ostatnim treningu na nim miałem bardzo duży problem z lewym kolanem. Mimo że siedziałem na nim prawidłowo i pilnowałem się, aby nie krzywić ciała podczas treningu, to jednak po zakończeniu miałem problem z ustaniem w pozycji pionowej. Lewe kolano odmawiało mi posłuszeństwa.
Ostatecznie urządzenie rozebrałem na części pierwsze i wywaliłem do piwnicy.
Sztanga
W wersji łamanej dostałem od kogoś. I tak sobie stała w kącie i nic nie robiła. Jak się to wszystko zaczęło kręcić w kierunku, że nie będzie można nigdzie ćwiczyć poza własnym ogródkiem czy w mieszkaniu — poszukałem do niej zacisków i talerzy z jakimś obciążeniem.
No to już dawało większą frajdę. Dawało to radę jak na moje amatorskie potrzeby.
Na co trzeba uważać w domu? Na w sumie dwie prozaiczne rzeczy.
1. Ilość miejsca — nie ma się w domu tyle miejsca co na siłowni
2. Nie ma opcji rzucania sztanga o ziemie. Taki rzut może się zakończyć uszkodzeniem podłogi. Albo tym, że sąsiadom pod nami spadnie żyrandol.
Hantle
Jednak samą sztangą nie zrobię wszystkich ćwiczeń, tak jak bym chciał. Wpadłem wtedy na szatański pomysł. Wymieniłem bilety narodowego banku polskiego na zestaw hantli. No to już mając sztangę i hantle dało się coś sensownego porobić. I tak sobie machałem tym żelazem co miałem.
Ale nadal czegoś brakowało do szczęścia
Ławeczka
Dotarło do mnie, jak chciałem zrobić jakieś ćwiczenie z zestawu, jaki wygrzebałem na necie. I tu się pojawił problem. Bo jak rozważałem zakup takiej ławeczki — to jeszcze były dostępne. Jak się zdecydowałem — to już nie było.
I tak trzeba było poczekać na nią — tak ze dwa tygodnie.
Jak już miałem to w komplecie w domu, to pojawiło się zmęczenie materiału. Bo to efektów nie widać, bo to człowiek cały czas w domu w czterech ścianach.
Rower stacjonarny
I tu z pomocą przyszli znajomi. Wygrzebali z piwnicy swój stary rower stacjonarny. Nic wielkiego. Ale to już było coś nowego.
Następnego dnia jak go przywiozłem do domu — pojechałem nim do pracy zdalnej. Postawiony przodem do otwartego balkonu, w przeciągu, dawał namiastkę normalnej jazdy na dworze. Nie było to jednak to samo co normalny rower — ale była odmiana.
Aby się na nim w miarę wygodnie jeździło — trzeba było wprowadzić kilka modyfikacji. Tak jak w wioślarzu — tu też nie działała regulacja obciążenia. Z pomocą przyszły obciążniki na kostki. I to już dawało w miarę jakąś frajdę.
Podsumowanie
Z tego wszystkiego do teraz w domu mam:
– ławeczkę
– hantle
– sztangę
Rower gdzieś wyparował — choć z początku sprawdzał się jak u wszystkich — jako dodatkowa szafa. Mam pewne podejrzenie, gdzie jest. Jednak teraz nie wiem, czy chciałbym wrócić do jazdy na nim. Chyba wolałbym mimo wszystko iść na normalny rower na dwór.
A same klamoty raz na jakiś czas są w użyciu. Może się kiedyś jeszcze do czegoś przydadzą.