Kolejna rzecz, jakiej nie mogę za nic pojąć, to jest — tracenie czasu.
Bezproduktywnie.
Bezsensownie.
Zaczyna się od takich rzeczy jak:
– a posiedzę sobie wieczorem dłużej — jutro mam później do roboty to się wyśpię
– wstanę chwile później — nie o 8 tylko o 8:30 czy o 9.
– zjem późne śniadanie
A czym się to kończy?
– zamiast iść spać w okolicy 22 czy 23 – koniec dnia jest o 1,2 czy nawet 3 w nocy
– konsekwencja jest taka, że, zamiast wstać, o 8 wstaje się o 10 czy nawet 11
– a jak się wstaje tak późno, to śniadanie nie wchodzi w rachubę — za zaraz się trzeba ogarnąć i jechać do pracy.
W sumie takie działania to można też powiedzieć ze to autodestrukcja.
I kolejna rzecz, która mnie strasznie wkurza.
I nie jest to u mnie.
To jest nic nierobienie. Ale takie kurde na maksa
Najbardziej jest to widoczne podczas urlopu.
Czas kiedy można coś zrobić — zwłaszcza jak jest ładna pogoda — to można wyjść, przejść się, zrobić cokolwiek. No to nie. Nie ma takiej opcji — bo ważniejsze w tym czasie jest oglądanie kolejnego serialu na streamingu, czytanie kolejnej książki na kindlu/tablecie/telefonie. Albo wszystko inne, a nie przysłowiowe ruszenie czterech liter z kanapy.
Nie mówię, że jestem jakimś ideałem.
Ale staram się wstać rano.
Nie ważne czy to jest w tygodniu, czy kiedy jest weekend.
Zjeść śniadanie — a nie tylko wypić kawę.
Staram się nie siedzieć non stop przed ekranem laptopa.
Zrobić samemu obiad czy przygotować rzeczy na kolacje.
Zrobić przysłowiowe cokolwiek.
A nie siedzieć tylko na czterech literach ….
Nie zawsze to się udaje — ale próbuje.