W dziwnych miejscach mam myślowe rozkminki.
Czasem jak jadę samochodem do pracy.
Czasem na treningu.
Czasem na saunie.
Czasem jak stoję na drabinie.
I w tym ostatnim miejscu wpadł mi do głowy plan.
A jest on dość prosty. Nie zmienia on mojego celu, jakim jest powrót z Helu do domu na kolach mojego roweru. Jednak przed taką wycieczką wypadałoby — aby moje szanowne cztery litery przyzwyczaiły się do siedzenia na siodełku, a nie na wygodnym fotelu kierowcy.
A plan jest w zasadzie banalnie prosty i genialny.
– 1 – Pakowanie rower do auta
– 2- Autem z domu do Władysławowa
– 3- Rowerem z Władysławowa na Hel i w drugą stronę
– 4 – Spakowanie się do samochodu
– 5 – Powrót do domu
Dystans na takiej trasie to powiedzmy około 37 km w jedną stronę.
I tu w zasadzie widzę same plusy:
– omijam jeden z gorszych odcinków drogi (między Władysławowem a Redą)
– poznaję trasę
– całość po płaskim
– całość po twardym
– duża ilość miejsc do uzupełnienia picia czy czegoś do jedzenia
– możliwość spotkania się ze znajomymi
– w przypadku awarii ewentualnej powrót kolejką do Władysławowa
– unikam jazdy na tak zwaną siłę
Z minusów widzę takie rzeczy:
– duża ilość rowerzystów
– warunki atmosferyczne — zdarza się, że tam po prostu wieje sakramencko
Link do trasy na Google Maps.
I trasę można pokonać w zasadzie o każdej porze roku.
I tak się zastanawiam — czemu ja na to nie wpadłem wcześniej?
Chyba musiałem do tego po prostu dojrzeć.