… żeby iść po swoje.
I nie oglądać się za dookoła czy za siebie.
Wszystkich i tak nie uszczęśliwię — wiec, na co mam tym przejmować?
Fakt, że sukces lepiej smakuje we dwoje, ale czasem nie ma innej opcji.
Czasem czuje się jak ten samuraj, który samotnie walczy.
Trzeba będzie przeorganizować trochę rzeczy, rozliczyć pewne rzeczy, zamknąć pewne tematy (projekty) i zacząć skupiać się na tym co mnie czeka.
A patrząc wstecz (czasem trzeba to zrobić, aby nabrać rozpędu, do tego co chce się teraz zrobić) czeka mnie walka z własnymi słabościami. Nie są to demony, ale słabości tak.
Trzeba będzie zamienić słowo — może — na słowo — na pewno.
Nie pozostaje mi nic innego jak porządnie się wyspać i wstać z lepszym nastawieniem i energią.
Nastawieniem i energią, że mogę coś zmienić.
I zacząć to robić. Zacząć realizować.
Małymi krokami — nie od razu Rzym zbudowano.
