Tak kiedyś mówiłem — zaraz. Na wszystko mam czas.
Teraz do pewnych rzeczy czasem potrzebuje drobnego impulsu. Czasem ten drobny impuls obudziłby przysłowiowego słonia. I nie we wszystkich rzeczach to działa u mnie. Taką mam naturę.
Coraz bardziej — z dnia na dzień — dociera do mnie jedna ważna rzecz.
Że albo wezmę się za siebie teraz, albo będzie coraz gorzej.
Zaczynam zdawać sobie sprawę z tego, że zaczynam powoli docierać do granicy, która potem będzie mnie już prowadzić tylko w dół. Mam coraz wrażenie, że czas zaczyna mi się kurczyć w zastraszającym tempie.
Młodszy już nie będę. Tak wiem, że pesel to tylko cyfra. Jednak ta cyferka powoli zaczyna ciążyć jak moja zbyt duża waga. I o ile z pesel już nie wygram — tak to już jest. Ale z wagą jeszcze mam szanse.
Mam dwie ręce, dwie nogi. Do poruszania się nie potrzebuje laski czy wózka. Nie ma nic, co by mnie stawiało w sytuacji, że nie robię czegoś.
Jak bym powiedział, że nie żałuję, że nie zabrałem się za pewne rzeczy wcześniej — to bym skłamał. Teraz widzę pewne skutki, które będzie bardzo trudno cofnąć. Są to lata olewania pewnych rzeczy. Da się to cofnąć — a przynajmniej tak mi się wydaje.
Trzeba tylko ułożyć dobry plan. Plan składający się z bardzo małych, ale realnych do osiągnięcia kroków. A potem najtrudniejsza rzecz — realizacja założonego planu.
