Marzenia, pragnienia, potrzeby

Marzenia, pragnienia, potrzeby

Tak, dziwna rzecz, ale w sumie jak każdy z nas mam swoje potrzeby, pragnienia i marzenia.
Ja też je mam. Niektóre z nich są wystrzelone. Ale czym byłoby nasze życie bez szaleństwa i robienia rzeczy zwariowanych? Byłoby nudne. Szare jak papier toaletowy z czasów PRL. Tylko do mnie to chyba nie bardzo pasuje.

Mam niejasne wrażenie, że to będzie najdłuższy tekst. A zarazem najtrudniejszy. Choć jednak widzę, że będzie jeszcze jeden dłuższy temat. Dobra może nie dłuższy. A trudniejszy.

Wierna towarzyszka mojego pisania jest Lorelei. Jedna z dwóch kotek, jakie mamy w domu.
Jak nie siedzi przy mnie, to leży obok. Czasem zasypia obok mnie kiedy siedzę i piszę, słuchając muzyki. Do dziś mnie zastanawia, jak ona może spać kiedy obok jej głowy stukam w klawiaturę a z laptopa gra Sabaton, Iron Head, Amorphis albo Arch Enemy.

Lorelei

Najtrudniejsza rzecz, jaka mnie czeka, to są dwa zadania:
– nazwać po imieniu
– powiedzieć bądź napisać.
Jednak postaram się to jakoś zebrać w całość.
I może nie będzie w tym chaosu.
I nie będę tego dzielić — co jest moim marzeniem, pragnieniem a co potrzebą.


To, co ja bym w sumie chciał:
Sprawność fizyczna
Sprawność psychiczna
Balans miedzy praca a życiem prywatnym
Wycieczki piesze
Wycieczki fotograficzne — dronowe
Retusz zdjęć, ale nie filmowiec
Bycie dobrym człowiekiem
Żeglarz
Podróżnik
Morsowanie
Tatuaż
Nauka gry na instrumencie


Sprawność fizyczna

Za szczeniaka chciałem być jak Bruce Lee, albo Jean-Claude Van Damme. Potem pojawili się inni aktorzy czy też sportowcy, jakich nie będę w stanie przytoczyć. Mimo tego nie poszedłem w tą stronę.
Z upływem czasu zdawałem sobie sprawę, że ich wygląd nie jest dla mnie osiągalny — w prosty sposób.
Rzeczywistość zweryfikowała pewne rzeczy.
Był u mnie okres kiedy interesował mnie street workout. To już było w czasach kiedy coś tam na siłowni człowiek sobie robił.
Inspiracją do tego był trening Hannibal For King

No ale wyszło, jak wyszło.
Aktualnie pracuje nad formą, choć wiem, ze nie będzie to taka, jaką prezentują oni.


Sprawność psychiczna

Mieć sprawność psychiczną oznacza dla mnie zdolność do prawidłowego funkcjonowania umysłowego i emocjonalnego. Tutaj nie ma sztywnej definicji tego co to jest. Chodzi mi bardzo ogólnie o takie rzeczy jak:

  1. Myśleć jasno i logicznie
    Co to dla mnie znaczy?
    Abym potrafił skupić uwagę na sytuacji, problemie czy też innym zadaniu — na ty co mam w tej chwili do zrobienia. Jak najbardziej ma to związek z tym, abym był w stanie rozumieć informacje, jakie do mnie docierają. W jakiekolwiek formie — nawet gołębia pocztowego. I najważniejsze — abym umiał podejmować decyzje. Wiedział, co robię.
  2. Kontroluje emocję
    Co to dla mnie znaczy?
    Tu mam najwięcej do nadrobienia. Mam duży problem z kontrolowaniem swoich emocji w pewnych sytuacjach. I to jest o tyle dziwne, dana sytuacja w 2 odsłonach — raz reaguje bez „spiny”, a drugi raz gotuje się we mnie wulkan. Uczę się nadal radzić sobie z napięciem. Ze stresem też. Choć podobno po pracy w P4 umiałem. Teraz mam co do tego wątpliwości.
  3. Funkcjonowanie społecznie
    Co to dla mnie znaczy?
    Że jestem w stanie normalnie utrzymywać relacje. I te normalne. I te bliższe. I te dalsze. Że potrafię się komunikować. Nie tylko przez @, sms czy innej formie elektronicznej. Ale werbalnie. Oprócz rozmowy — współpracuje z ludźmi.
  4. Zachowanie zdolności oceny rzeczywistości
    Co to dla mnie znaczy?
    Że jestem w stanie odróżnić fakty od reszty. W całym naszym życiu pojawiają się wyobrażenia o czymś. I tu przydaje się umiejętność brania tego na chłodno. Ze spokojną głową. I jeszcze jedna rzecz — umiejętność powiedzenia sobie o swoich lękach. Nie lekarzowi. Ale sobie.
  5. Radzenie sobie w życiu codziennym
    Co to dla mnie znaczy?
    Punkt można powiedzieć — rzeka. Począwszy od tego, żeby umieć sobie zorganizować obowiązki (zarówno te domowe jak i służbowe), poprzez to wszystko, co jest nam potrzebne do egzystencji. Tutaj też wpasowuje się umiejętność rozwiązywania problemów. Czy też reagowania na trudności.

Mogę powiedzieć, że jest to moja druga polowa — pierwsza to sprawność fizyczna a druga to psychiczna.


Balans między życiem prywatnym a zawodowym

Coś, z czym mam aktualnie bardzo duży problem. Może to trochę wynika z tego, że pracuje w 3 placówkach i pomagam jeszcze w paru miejscach. Mimo tego staram się panować na swoim kalendarzem. W tym wszystkim staram się wcisnąć treningi. I zachować coś z tego dla siebie.
Trochę sam, ale też dzięki namawianiu mnie na różne dziwne akcje — od czasu do czasu wychodzę z domu. Czy to z aparatem, czy to z dronem. Czy to po prostu tylko z plecakiem gdzie jest bluza i coś do picia i idę. Po prostu.


Wycieczki piesze

Po jakimś czasie wracam do swoich zdjęć. Tych zapisanych w archiwum. I tych już gdzieś upublicznionych.
I tak sobie myślę — że może warto by tak raz na jakiś czas przejść się.
Nie koniecznie z aparatem.
Po ubiegłorocznym wyjeździe w Bieszczady gdzie tylko liznęliśmy tego klimatu — gdzieś poczułem chęć zobaczenia czegoś więcej. Czegoś, co się kryje za tą górą, za tym lasem.
Nawet pojawia się taka drobna tęsknota aby tam pojechać.
W tym roku się nie udało.
Może w nastepnym.
A może wymyślę coś co będzie ciekawym połączeniem różnych rzeczy?
Edit
Jest pomysł. Nazywa się Korona Gór Polskich.


Wycieczki fotograficzne — dronowe

Są trzy kanony piękna. Kobieta w tańcu, koń pełnej krwi w galopie i fregata pod pełnymi żaglami.
Te kanony piękna są wg Honoriusza Balzaca.
To, co jest dla mnie w tym ważne — to fakt, iż można w zasadzie te rzeczy uchwycić na zdjęciach. tych niemych dowodach naszego życia, emocji, pasji, pracy i czego byśmy tu nie wpisali.
Kiedyś robiłem dużo więcej zdjęć niż teraz. I to mając o wiele mniejsze możliwości.
Teraz kiedy niewiele potrzeba mi do tego, bo można powiedzieć ze mam prawie wszystko — robię ich zdecydowanie mniej. A wiele osób z mojego otoczenia co raz mi powtarza — masz oko. Wróć do robienia zdjęć.
Aby dodać sobie samemu motywacji, zrobiłem projekt TumBył. Coś gdzie dokumentuje swoje poczynania jako fotograf, droniarz, podróżnik.


Retusz zdjęć, ale nie filmowiec

Filmowcem nie zostanę. Nie i już. Nie kręci mnie to za nic. Czasem sobie coś nagram telefonem, czy GoPro, dronem czy innym ustrojstwem do rejestrowana obrazu w wersji ruchomej. Ale nie. Koniec. Dla mnie jest to tylko forma dokumentacji. Ale tak, aby z tego robić jakieś zajawkowe rzeczy to nie.
Zdecydowany problemem dla mnie i czymś, czego chciałbym się nauczyć to retusz a w zasadzie cały prost postprodukcji dla zdjęć.
Czego mi potrzeba? Ogromnego pokładu cierpliwości. I tego, abym sam wiedział, jaki chce mieć efekt końcowy. Nie umiem robić tego co bym chciał i tu się bardzo szybko irytuję się, jak robię, coś i za cholerę nie mam tego efektu, jaki chce uzyskać. Zamiast wrócić do miejsca, gdzie jeszcze jest jak choć, to wywalam całość do kosza i zaczynam od zera. A to nie do końca powinno tak być.


Bycie dobrym człowiekiem

W obecnym świecie bycie dobrym nie jest postrzegane jako coś czym się należy chwalić czy też szczycić. Wartości w jakich zostałem wychowany i jakie mi wpojono staram się przekładać na swoje obecne życie. Czasem jest za to kopany w przysłowiowa dupe. Boli. A z drugiej strony są osoby, ludzie którzy to doceniają. Nie zawsze o tym mówią. Czasem zrobią jakiś gest.
A ja mimo wszystkich przeciwności staram się dalej być tym dobrym.
I nadal chce nim być.


Żeglarz

Kiedyś chciałem opłynąć świat — po lekturze „Samotny rejs OPTY” Leonida Teligi czy też „Drogi na Horn” Krzysztofa Baranowskiego.
Za dzieciaka dane mi było nauczyć się żeglarstwa i nawet dość sporo w tamtym czasie popływać. Z tamtego okresu w domu rodzinnym gdzieś jeszcze powinny być puchary oraz dyplomy za wygrane regaty. Dawne czasy. Jednak do dziś odcisnęły swoje piętno na mnie i na moim wnętrzu.
Leonid Teliga niestety już nie żyje — pozostały tylko jego książki i reportaże. Był mocną inspiracją dla mnie. Krzysztof Baranowski żyje i z zapowiedzi jakie słyszałem w listopadzie, ma wyruszyć na swój trzeci samotny rejs dookoła świata. Gość ma na karku ponad 80 lat a nadal robi to co kocha.
Gdzieś we mnie drzemie ta tęsknota za otwartym morzem, za wiatrem we włosach (tak, dziwnie to brzmi, bo łepetynę gole na 2mm).


Podróżnik

Dawno temu w telewizji był taki program: „Pieprz i wanilia”. Prowadzony przez Tony’ego Halika i Elżbietę Dzikowską. W tamtych czasach chciałem zostać podróżnikiem.
Kimś, kto będzie odkrywał nieznale lądy.
Kimś, kto będzie odkrywał nieznane rzeki.
Kimś, kto będzie odkrywał nieznane plemiona.
Był okres zafascynowania się taką postacią jaką wykrewał Harrison Ford czyli Indiana Jones.
To wsystko legło gdzieś jednak w gruzach.


Morsowanie

Jeszcze w ubiegłym roku jedyne morsowanie, jakie uprawiłem, to było, wrzucenie kostek lodu do szklanki z drinkiem. Samo morsowanie w morzu kusi mnie w zasadzie od czasu jak zaczęliśmy mieszkać w Gdańsku.
Generalnie robiłem już ze dwa jak nie trzy podejścia, aby nawet iść i zobaczyć jak to wygląda. I co? I nic, zawsze coś mi stawało na drodze.


Tatuaż

Od dawna mnie ten temat ciekawił. Zawsze mi się on kojarzył z marynarzami czy też żeglarzami. Jedna rzecz mnie tylko przed tym broniła — nie lubię, jak mnie coś boli.
Jednak któregoś dnia dojdzie do tego, ze go zrobię. I znając siebie, na tyle ile znam, to nie będzie coś błahego.
Jakiś czas temu nawet sobie patrzyłem na wzory.
To, co mnie pociąga to motyw marynistyczny. Nie do końca mam to sprecyzowane.
Na razie jest to coś, co się klaruje.


Nauka gry na instrumencie

Dzieciństwo wypełniała w domu muzyka. Różna. Począwszy od instrumentalnej Mike Oldfield, Jean-Michel Jarre, Vangelis przez rock Dire Straits i innych, aż do momentu kiedy pojawiała się Metallica czy też Running wild. Ta ostatnie to było moje.
Do dziś jak oglądam koncert dzwonów rurowych Mika czy koncerty Marka to stanowią one dla mnie coś czego wiem, że nie osiągnę.
Dlaczego?
Z prostych i w sumie dość prozaicznych rzeczy:
– mam problem z graniem na gitarze czy pianienie dwóch różnychg rzeczy obiema rekami
– czytanie nut dla mnie to jest jakaś czarna magia
Próbowalem tych rzeczy kiedy byłem młodszy i teraz … teraz pozostaja w sferze marzeń.


Było jeszcze sporo innych pomysłów na życie.
Była i nawet gdzieś do dziś jest – fascynacja górami.
Himalaje to jest to co ciągneło mnie.
Temat upadł – bo brak kasy a i trochę daleko do nich.

Góry i pływanie to byly koniki mojego ojca – i tu kolejny zgrzyt – bo jak ja bym to zrobił, to bylo by to, że on nie zrobil tego przede mna czy jakoś tak. Skuteczne podcinanie skrzydeł.


Determinacja co ona ma z tym wszystkim wspólnego

Świadomość tego, że mam wybór. Wybór co będę realizował, co będę robił.
Tej świadomoci uczy mnie przyjaciel. Ktoś, kto widzi — czasem, bez mówienia — z czym się borykam, jakie problemy się pojawiają. W pewnych sytuacjach — pomaga dokonać wyboru. Tłumaczy co, jak dlaczego. A czasem po prostu jest. Sama ta świadomość, że jest — pozwala mi na przełamanie pewnych stereotypów w podejmowaniu decyzji, wyborów. Bo wiem, że ja coś źle pójdzie, że nie będzie to po mojej myśli lub tak jak chciałem — on przyjdzie. Pomoże wybrnąć z tego, w co się wpakowałem. Poda ta pomocna dłoń. A czasem poda łopatę, aby się samemu wykopać.

Ważne w tym wszystkim jest, aby się nie zatracić i nie szukać na siłę rozwiązań dla swoich potrzeb, pragnień i marzeń. Parafrazując pewien cytat z filmu — ci, co gonili „króliczka” są już na Powązkach.