Jutro to dziś — tyle że jutro

Jutro to dziś — tyle że jutro

Kiedyś powiedziałbym, że to żart, gra słów, może jakiś filozoficzny suchar, który dobrze brzmi w rozmowie przy kawie. Ale im dłużej żyję, tym bardziej widzę, że kryje się w tym coś znacznie głębszego — coś, co dopiero zaczyna naprawdę wybrzmiewać.

W wieku, jakim jestem, człowiek ma już za sobą kilka zakrętów, trochę sukcesów, kilka błędów, które wolałby cofnąć, i sporo momentów, które powinien był wykorzystać inaczej. I właśnie te niewykorzystane okazje najczęściej mają jedną wspólną cechę: zawsze miały być zrealizowane „jutro”.
– Jutro zacznę ćwiczyć.
– Jutro zadzwonię do znajomego, z którym od dawna nie mam kontaktu.
– Jutro zacznę projekt, który od lat chodzi mi po głowie.
– Jutro zadbam o siebie, swoje zdrowie, swoje marzenia.
– Jutro spotkam się ze znajomymi.
Tylko że to jutro nigdy nie ma daty.

W pewnym momencie zrozumiałem, że odkładanie rzeczy na później to elegancki, kulturalny sposób mówienia „nie teraz, może kiedyś”, który często przeradza się w „nigdy”. Życie jest sprytne — nie zatrzymuje się, nie czeka, nie zwalnia tylko dlatego, że ja mam plan zacząć jutro. Ono idzie dalej, niezależnie od tego, czy ja ruszam razem z nim, czy stoję w miejscu.

Ale ten wiek ma też swoje piękno. Po tylu latach na ziemi człowiek zaczyna widzieć pewne rzeczy ostrzej. Bardziej docenia to, co ma. Mniej przejmuje się tym, co powiedzą inni. I przede wszystkim — zaczyna rozumieć wartość czasu. Nie teoretycznie, nie w książkach, nie w inspirujących cytatach, tylko naprawdę. Zaczyna się czuć w kościach, że dziś ma realną wagę, a jutro jest tylko ideą, obietnicą bez gwarancji.

Dlatego coraz częściej wybieram działanie. Nawet jeśli małe. Nawet jeśli nieidealne. Nawet jeśli trochę się boję, trochę wątpię, trochę nie mam siły. Zrozumiałem, że najgorszy krok to ten niepostawiony, a najlepszy moment, by zrobić cokolwiek, to właśnie teraz — nawet jeśli „teraz” wygląda bałaganiarsko, chaotycznie i daleko mu do idealnych warunków, o których marzymy.

Nie gonię już za perfekcją. Choć chciałbym, aby pewne rzeczy, zdarzenia — były idealne. Staram się „gonić” za tym, żeby każdy dzień miał sens — choćby minimalny. Żeby nie czekać na poniedziałek, pierwszy dzień miesiąca, nowy rok. Żeby nie czekać na „jutro”.

Bo prawda jest brutalna i prosta jednocześnie: jutro to dziś, tylko że jutro.
A dzisiaj — niezależnie od wieku — to jedyne, co naprawdę możemy wykorzystać. I im szybciej to zrozumiemy, tym więcej tych „dzisiaj” zamieni się w coś, z czego będziemy dumni.

Bo jutro to dziś, tylko że jutro.
A dzisiaj to jedyne, co naprawdę mamy.

Choć, mimo wszystko — są rzeczy, miejsca, sytuację, jakie odkładam na jutro.
Tylko, wiem, że to jutro nadejdzie.
I ten smak, zapach jutra uczy jeszcze jednej cechy — cierpliwości.