Co odstawiłem – #02 – białe pieczywo

Co odstawiłem – #02 – białe pieczywo

Białe pieczywo kojarzy mi się nierozłącznie z dzieciństwem.


W pamięci z dawnych lat mam obraz kuchni u dziadków.
I blat w kuchni ze śniadaniem.
Śniadanie z reguły robił nam — mnie i bratu — dziadek, który rano chodził do sklepu po świeży chleb, bułki, chałkę, wędlinę, masło i warzywa. Część warzyw była z własnej działki — te smakowały najlepiej.

I tak na śniadanie były albo kanapki, albo parówki, albo jajecznica, albo jajka na miękko/twardo. I zawsze do tego było białe pieczywo.
Tak zostało przez długi czas.
Nawet dziś jak wchodzę do piekarni i czuje zapach świeżego chleba — to przed oczami stają mi wakacje gdzie, z bratem na spółkę zjedliśmy prawie cały bochenek chleba z masłem i zielonym ogórkiem.

Na kolacje tak samo — białe pieczywo.
Jakakolwiek wycieczka — kanapki z białym pieczywem.
To białe pieczywo towarzyszyło nam zawsze i wszędzie.

I trwało to przez lata.
Nawet jak już mieszkałem sam, to jak nie chciało mi się stać w kuchni i gotować to szedłem do sklepu i kupowałem bułkę paryska (zwaną w moich rejonach angielką), smarowałem masłem i jadłem z kiszonym ogórkiem. Bez wędliny czy też pasztetu. Potrafiłem taką bułkę wszamać na raz.


Dziś nie przepadam za białym pieczywem. Jeśli jesteśmy gdzieś na wyjeździe i jemy śniadanie — to staram się wybierać mimo wszystko ciemne — no, chyba że nie ma już takiej opcji (dawno już nie widziałem miejsca, gdzie by nie było ciemnego pieczywa) to zjem białe. Mimo wszystko jem go jak najmniej.

https://freepik.com