Co wprowadziłem – #08 – ryby

Co wprowadziłem – #08 – ryby

Ryby


Jestem jakimś odszczepieńcem, bo w mojej rodzinie wszyscy łowią ryby. No może poza bratem taty — jego nie widziałem z wędką w reku. Mnie to nie kreci — siedzenie i patrzenie w piłeczkę czy spławik. Nie sprawia mi to żadnej frajdy. Wole w tym czasie porobić coś innego. Może by mnie spining przekonał do zabawy w łowienie. To może kiedyś.

Jednak ryby zawsze były w domu. Różnego rodzaju od sandaczy przez plotki, leszcze czy też zdobycz brata — amury. Serwowane w postaci smażonej, past, zupy rybnej (nie przepadałem za tym wynalazkiem za dzieciaka) czy nawet kotletów. Tradycja było to ze raz w tygodniu a czasem i częściej (to zależało jak obfity był połów, bądź jak często był wyjazd na ryby) na obiad wjeżdżała ryba.

Aby dołożyć ten rodzaj jedzenia, w swojej diecie podejmowane były próby przeze mnie smażenia — ale to nie jest moja działka. Nie szlo. Za żadne skarby świata nie umiem smażyć ryb. Wiem ze to jest łatwe — ale nie potrafię i tyle.

Jak nie smażone to może robione na parze? I tu już jest ciut lepiej — choć nie za dobrze — nadal są potknięcia, ale co jakiś czas podejmowane są próby zrobienia tego lepiej. Raz wychodzi ok, raz wychodzi gorzej. Chyba nie mam do tego cierpliwości. Albo jeszcze czegoś.

Na razie pod postacią sałatek — jakoś robienie ryby mi nie wychodzi. Ale makrela, tuńczyk czy łosoś w sałatce, czy paście — brzmi wybornie i smakuje jeszcze lepiej.


https://freepik.com