Wszystko zaczyna się w głowie

Wszystko zaczyna się w głowie

Kiedyś myślałem, że redukcja wagi to głównie dieta i trening. Wystarczy przecież mniej jeść, więcej się ruszać – banał, prawda? Tyle że po latach prób i błędów zrozumiałem coś, co totalnie zmieniło moje podejście: redukcja wagi zaczyna się i kończy w głowie.

To trzeba dobrze i jasno sobie powiedzieć – jedzenie i aktywność fizyczna to oczywiście kluczowe elementy procesu. Ale dopóki nie uporządkuje swojej psychiki, dopóki nie poukładam swoich motywacji i nie zrozumiem mechanizmów, które mną rządzą, to każda dieta będzie tylko kolejną próbą, która kiedyś się skończy. Najczęściej porażką.

Od czasu mojej redukcji kilkanaście lat temu — miałem już kilka podejść do tego. Do redukcji. Ostatnie takie podejście do tego było w ubiegłym roku. Jak się skończyło — można zobaczyć na wykresie.

Zacząłem od pytania: dlaczego chcę schudnąć? Nie „bo chcę wyglądać lepiej”, nie „bo lato się zbliża”. Te odpowiedzi są zbyt płytkie. Prawdziwa motywacja rodzi się głębiej – z potrzeby poczucia kontroli, odzyskania zdrowia, pewności siebie, życia bez zadyszki po schodach, bez ukradkowych spojrzeń na wagę. U mnie to była tęsknota za sobą samym sprzed lat. Chciałem znów mieć energię, zapał do życia, nie budzić się zmęczony i sfrustrowany.

Mam swoje pasje. Fotografia czy to z ziemi, czy z ostatnio z powietrza. Tylko na ten plener trzeba dojść. A sprzęt swoje waży. No dobra to mała waga. Tylko do tej fotografii z ziemi — sprzęt swoje waży. Mimo wszystko i tak staram się powoli ograniczać wagę tych klamotów — jednak i tak taszczę plecak, który dobre parę kilo waży. Nie ma to za bardzo znacznie, jak zdjęcia robię w miarę „blisko”. Ale jak to już jest dalej — to każde 100 gramów zaczyna mieć znaczenie. A do tego dołożyć trzeba jakieś picie, coś do jedzenia, bluzę albo kurtkę. To są te dodatkowe ukryte kilogramy (przypominają trochę ukryte kalorie).

Potem przyszło zmierzenie się z nawykami, które przez lata karmiłem bezrefleksyjnie. Jedzenie emocjonalne, nagrody w postaci słodyczy, wieczorne przejadanie się „bo zasłużyłem po ciężkim dniu” – to nie były tylko przyzwyczajenia. To były mechanizmy obronne, które w głowie miały swoje logiczne uzasadnienie. I dopiero kiedy to zauważyłem, mogłem zacząć je zmieniać. Nie siłą, nie zakazem, ale zrozumieniem i konsekwencją.

Sporo z tych rzeczy na przestrzeni lat udało się samemu osiągnąć — tu kłania się seria, jaką już z siebie wyrzuciłem.

W trakcie tej drogi zrozumiałem, że nie jestem na diecie – jestem w procesie zmiany. I ta zmiana nie ma daty końcowej. To nie 3-miesięczny plan czy 12-tygodniowe wyzwanie. To coś, co trwa, bo głowa nie przestaje pracować.

I najważniejszą rzeczą, jaka muszę sobie wbić do głowy. Że ta zmiana nawyków w jedzeniu i piciu to nie jest tylko na teraz, na czas osiągnięcia celu — czy to będzie rok, dwa czy trzy. Nie. To już ma zostać ze mną na dużo dłuższy czas.

Były momenty zwątpienia. Czasem wracałem do starych nawyków, czasem nie chciało mi się ruszyć z łóżka na trening. Ale już wiedziałem, że nie jestem porażką – po prostu jestem człowiekiem. I to właśnie akceptacja siebie i swoich potknięć dała mi siłę, by iść dalej.

Dziś mam inną głowę. Niby przeszedłem przez to już. Niby wiem, z czym to się je i tak dalej. Ale czy sobie z tym radzę?
Właśnie nie.
To dziwne, bo z mojej głowie kotłu się wiele różnych myśli, zwątpień, wniosków i innych pierdół. To muszę sobie poukładać. A ten proces jest długi i mozolny.

Dziś mam za sobą dopiero kilka kilogramów mniej. Głowę mam już troszkę inaczej poukładaną. Ale tego bajzlu co narobiłem przez lata (świadomie i nieświadomie) to nie da się tak szybko poukładać. No może w warunkach samotnej wyspy by się dało. Ale w naszym dziennym życiu już nie tak bardzo.

Redukcja wagi uczy mnie cierpliwości (nie mam jej za żadne skarby), wytrwałości i szacunku do siebie. To proces, który każdego dnia zaczyna się od mojej decyzji – nie od kalorii, nie od ćwiczeń, tylko od myśli: czy dziś zadbam o siebie?

Są takie dni, że od rana wiem, że to dziś będzie taka, a nie inna aktywność — czy to spacer, czy to trening. Jednak życie brutalnie potrafi zweryfikować moje plany. I skutecznie je rozwalić.

Na tym polu bardzo często ponoszę porażkę.
I to jest rzecz, z jaką muszę się mierzyć i jakiej muszę się nauczyć.

Najpierw uporządkowanie głowy. Ten proces będzie jeszcze trwał.
Jednak do niego zaczynam powoli dopasowywać mój organizm.