Czuć piniąndz, a raczej czuć progress

Czuć piniąndz, a raczej czuć progress

I to jest to, na co czekałem jakiś czas

Ale od początku.
Tam był chaos a później …. Dobra, ale do brzegu.

Jak miałem swoją pierwszą redukcję (kilkanaście lat temu), to z poziomym rowerkiem jak i bieżnią nie za specjalnie się polubiliśmy. Nie wiem, ale te urządzenia mnie jakoś nie kręcą — o tym już parę razy wspominałem.

Z początku nie byłem przekonany do orbitreka. Jakieś to takie dziwne. Ale z czasem się bardzo polubiliśmy. Znalazłem tę chemię, jaka mnie z nim łączy.

I tak zostało do dziś. W tak zwanym między czasie miałem kilka podejść do treningów i siłowni — i zawsze był orbitrek w pakiecie.

A o jest teraz?
Po zmianie miejscówki ze starej lokalizacji na nową (mam na myśli Zdrofit w Galerii Przymorze) trafiłem tam na nowe maszyny. O samej nowej miejscówce już pisałem.

I wybór padł na orbitreka.
Maszyna jak maszyna.

Ale ta jest nowa. I ma inny pulpit do sterowania.

Jednak to, co jest w niej fajnego — ma większy zakres obciążenia, niż był dostępny na starych.

Jako, ze swojego czasu jeden z trenerów podczas mojej pierwszej redukcji, podpowiedział mi, że zamiast tłuc się przez godzinę w tym samym tempie — lepiej będzie zrobić sobie interwał. I tym sposobem — robię sobie interwał ręczny 1 min pracy / 1 min odpoczynku.
Jak zaczynałem treningi pod koniec czerwca, to robiłem trening w trybie:
– praca — obciążenie na poziomie 12 normalnie / maksymalnie 13
– odpoczynek — obciążenie na poziomie normalnie 7 / maksymalnie 8.
A teraz jest tak:
– praca — obciążenie na poziomie 15 normalnie / maksymalnie 17
– odpoczynek — obciążenie na poziomie normalnie 10 / maksymalnie 12.

Jest progress i co mówią ci, co widzą moje zdjęcia po treningu — nie wyglądasz już na tak zmęczonego jak wcześniej.

I to mnie bardzo cieszy.