10tyś kroków

10tyś kroków

Magiczna liczba. Powielana przez trenerów, dietetyków czy innej maści fit specjalistów.
Ale czy naprawdę chodzi tutaj o to, aby codziennie zrobić tę magiczną cyfrę?

I tak i nie.

Tu nie chodzi o same kroki. A przynajmniej ja to tak widzę. Tu bardziej chodzi o to, aby człowiek (tak np. ja mający siedzący tryb pracy) po prostu ruszył swoje cztery litery zza biurka, oderwał się komputera czy telewizora i wyszedł.
Raz, ze to wpłynie pozytywnie na stan mojego organizmy zarówno fizycznie jak i psychicznie.
Fizycznie: bo zamiast non stop siedzieć wpatrzony w ekran (albo i ekrany) w zgarbionej pozycji — rozruszam swoje członki podczas nawet spaceru (nie musi być to od razu jakieś wyczynowe bieganie).
Kolejna rzecz to dotlenienie organizmu. Rzecz, na jaką przez długi czas nie zwracałem uwagi. A jest niezmiernie ważna. I ostatnia w moim przypadku — dam odpocząć oczom. Mimo iż staram się robić przerwy podczas pracy — to jednak takie wyjście na dwór daje nieoceniony odpoczynek oczom.

Czy to jest trudne?
I tu znowu moje — kij ma dwa końce. I tak i nie. Tylko, ja patrzę przez swój pryzmat. Każdy z nas jest inny. Tak jak każdy z nas jest inny, tak samo każdy dzień jest inny. Nie zawsze da się to tak logistycznie zorganizować, aby zrobić te 10tyś kroków. Są dni, kiedy bez większego problemu w samej pracy mam wynik po 8 godzinach na poziomie – 11tyś czy 12tyś. A i miewam takie dni, że cały dzień w pracy zamykam w 3tyś no może w 4tyś. To jest bardzo mało.

Patrząc na to wszystko, wychodzi mi tylko jeden wniosek — te magiczne 10tyś kroków to nie o liczbę chodzi a o to, aby się nie zasiedzieć.