Słomiany zapał

Słomiany zapał

W życiu zawodowym potrafię siedzieć po 10 i więcej godzin przed monitorem, rozwiązując cudze problemy na ekranie, ale kiedy przychodziło do moich własnych (tych najważniejszych — zdrowia, formy, kondycji psychicznej), to… często kończyło się na dobrych chęciach.

Coś co znam z własnego doświadczenia.
Kupujesz buty do biegania — raz założysz, potem stoją 3 miesiące.
Robisz sobie plan diety — i w tydzień wracasz do starych nawyków.
Zapisujesz się na siłownię — a potem tworzysz milion wymówek, czemu dziś akurat nie.
Tak właśnie działa słomiany zapał.
Zapał, który pali się szybko… i szybko gaśnie.
I to nie tylko kwestia słabej woli. Czasem po prostu robimy wszystko naraz, zrywamy się do ataku, jakbyśmy chcieli odrobić lata zaniedbań w tydzień.
Czy ja miałem słomiany zapał? Oczywiście. Buty do treningu siłowego nadal mam w szafie — użyte może ze dwa jak nie trzy razy. Fakt, że tam leża, wkurza mnie — jednak nie tym razem — nic na wariata. Powoli.

Coś zmieniłem.
Od 1,5 miesiąca chodzę na siłownię co drugi dzień. Nie codziennie — bo wiem, że nie jestem zawodowcem. Ale regularnie. A przynajmniej staram się chodzić.
Trzymam dietę — nie idealnie, ale wystarczająco, by widzieć pierwsze efekty. Tu jest dłużej niż półtora miesiąca.
I najważniejsze — nie wypaliłem się. Jeszcze nie. I mam nadzieję, że nie wypalę.

Dlaczego tym razem działa?
– Nie zacząłem od rewolucji
Nie rzuciłem wszystkiego na raz. Nie przeszedłem z chipsów i coli na brokuły i kurczaka z pary w jeden dzień. Zmiany wprowadzałem stopniowo.
Mały krok >> nawyk >> większy krok.
– Nie czekam na motywację
Bo motywacja bywa, a potem znika. Czekać na nią, to jak czekać na idealną pogodę.
Trzymam się rutyny — co drugi dzień. Nie pasuje po południu? To rano, przed pracą. Bez negocjacji.
Czasem się nie chce. Ale robię, co trzeba. I tyle.
Chyba że naprawdę mam taki dzień ze nic z tego — a tak już bywało. To odpuszczę. Ale takich sytuacji mam bardzo mało.
– Nie biję się, kiedy coś nie wyjdzie
Zdarzy się opuścić trening? Zdarzy.
Wpadnie więcej kcl? Trudno.
Zamiast się za to karać, wracam na tor. Bez dramatów.
Bo w życiu nie chodzi o to, by być idealnym — tylko konsekwentnym na tyle, jak dalece się da.
– Nie porównuję się z innymi
Nie jestem dwudziestolatkiem z Instagrama. Mam 47 lat, siedzącą pracę i kręgosłup, który czasem się buntuje. Ale to nie znaczy, że nie mogę o siebie zadbać. Gram w swoją grę. W niej to ja rozdaje karty.
– Zacząłem doceniać progres, a nie perfekcję
Pierwszy raz od dawna czuję, że nie żyję tylko głową.
Zaczynam czuć ciało. I to nie tylko na treningu — ale i w codziennych rzeczach.
Mniej zadyszki, lepszy sen, mniejszy brzuch. I więcej satysfakcji.
– Zacząłem słuchać
Nie muzyki, tej słucham non stop prawie. I nie organizmu — na razie to on pewne działania dyktuje. Jeszcze. Ale osób z mojego najbliższego otoczenia. Powoli dociera do mnie to, co mówi mi moje najbliższe otoczenie — że się zmieniam. I to jest ta zmiana na plus.

Piszę to, bo sam jeszcze nie tak dawno, bo kilka lat temu szukałem motywacji, chęci. Sam mówiłem — kurde na pewne rzeczy już jest za późno. Guzik prawda. Nie jest.

A ja sobie mówię:
– nie trzeba robić wszystkiego
– trzeba robić coś
– i robić to regularnie

To nie post o tym, że osiągnąłem cel. Bo jeszcze go nie osiągnąłem. Zbliżyłem się — tak. To prawda.
To post o tym, że w końcu przestałem tylko zaczynać.