Dobra, to chodź, pogadamy o czymś, co niby jest oczywiste, a jednak potrafi człowieka rozwalić od środka – o słowach. I tych, które ktoś powie prosto w twarz, i tych, które zostają w gardle i nigdy nie wypadają na światło dzienne. A żeby nie było sucho i filozoficznie, to osadzimy to w klimacie redukcji wagi i siłowni, bo kto tego nie przerabiał (albo nie próbował, albo nie planował), niech pierwszy rzuci hantlem.
Słowa, które ranią – i to mocniej niż zakwasy po przysiadach
Wyobraź sobie: zaczynasz swoją przygodę na siłce. Masz plan, wiesz, że będzie ciężko, ale jesteś nakręcony. A potem słyszysz:
„Po co ci to? I tak nie dasz rady”.
„Na siłowni to trzeba mieć formę, a nie brzuch”.
„Zjesz i tak więcej, więc nie ma sensu”.
Brzmi znajomo? Takie teksty potrafią zniszczyć całą motywację szybciej niż źle ustawiona ławka pod wyciskanie. To niby „tylko słowa”, ale w głowie robi się z nich betonowy mur. Zamiast myśleć o progresie, zaczynasz analizować, czy faktycznie nie wyglądasz śmiesznie, czy inni się nie gapią, czy nie jesteś przypadkiem „za mało fit” na tę salę. I wiesz co? To boli bardziej niż zakwasy, bo zakwasy przechodzą, a te zdania potrafią siedzieć tygodniami.
Słowa, które dodają siły – doping lepszy niż kofeina
Na szczęście działa to w drugą stronę. Czasem jedno zdanie od kogoś bliskiego, przyjaciela, kumpla z siłki albo nawet obcego typa z internetu potrafi podnieść cię na duchu.
„Dobra robota, widać, że się przykładasz”.
„Szacun, że ci się chce, ja bym nie dał rady”.
„Wyglądasz coraz lepiej, serio!”
I nagle masz w sobie paliwo. Niby nic wielkiego, parę słów rzuconych od niechcenia, ale w twojej głowie to jest jak dodatkowe 20 kg siły przy martwym ciągu. Tak jak czerwone samochody są szybsze. To są te momenty, w których zamiast się poddać, myślisz: kurczę, faktycznie idę do przodu, dam radę.
Niewypowiedziane – czyli ciche bomby i niewidzialne wsparcie
Teraz wchodzimy na ciekawszy teren. Bo są też słowa, których nikt nie mówi. Te niewypowiedziane mogą działać w dwie strony.
Pierwsza opcja: te, które ranią, bo ktoś milczy tam, gdzie powinien coś powiedzieć. Chodzisz na siłkę, zmagasz się, robisz progress, a w domu cisza. Zero gratulacji, zero wsparcia. Milczenie bywa gorsze niż krytyka, bo człowiek zaczyna się zastanawiać: czy naprawdę nic nie widać? Może się oszukuję? I nagle cała robota traci sens.
Druga opcja: niewypowiedziane, które budują. To te chwile, gdy nie trzeba nic mówić, bo spojrzenie, uśmiech albo zwykłe „piątka” od kumpla z siłki mówią więcej niż tysiąc zdań. Czasem ktoś patrzy na ciebie i widać w tym szacunek – nie musi nic dodawać. I to też daje kopa.
Dlaczego to takie ważne na redukcji i w treningu?
Bo redukcja i siłownia to nie jest tylko fizyka i kalorie. To głównie psychika. Głód, zmęczenie, zakwasy, porównywanie się z innymi – wszystko to mieli ci głowę jak blender. I wtedy właśnie każde słowo – albo jego brak – ma ogromne znaczenie.
Jedno krzywe zdanie może sprawić, że rzucisz dietę i zamówisz pizzę „bo i tak nie ma sensu”. I to dopada. Nie znasz dnia ani godziny, kiedy to wpada jak tajfun.
Ale jedno ciepłe słowo może sprawić, że odmówisz sobie tego kebaba i pójdziesz zrobić trening, choć nie masz siły.
To naprawdę działa jak różnica między spadkiem sztangi na klatę a udanym powtórzeniem.
Słowa to takie małe hantle. Niby lekkie, a mogą mocno obciążyć albo dać ci dodatkową siłę. Te wypowiedziane mogą cię albo podnieść, albo przygnieść. Te niewypowiedziane – zostawić z pustką, albo dać ci milczące wsparcie.
Więc jeśli sam jesteś w procesie redukcji czy budowania formy – słuchaj, co mówisz do siebie. Twoja własna głowa jest największym trenerem i hejterem w jednym. A jeśli masz kogoś, kto właśnie walczy na siłowni – pamiętaj, że czasem lepiej rzucić mu szczere „dobra robota”, niż milczeć albo rzucać teksty w stylu „i tak ci się nie uda”.
Bo w tej grze słowa to nie tylko dźwięki. To ciężary, które możemy sobie wzajemnie dokładać albo zdejmować.