Muszę zacząć uważać bardziej na to co jem.
O ile w wakacje nie miałem problemu z tym — bo nawet jak zjadłem więcej dziwnych rzeczy — to i tak spaliłem to.
Teraz większość czasu spędzam za biurkiem — i tu muszę patrzeć na to co jem — aby nie przegiąć i nie wpaść w jakąś spirale i nie stracić tego co zyskałem.
Jak na razie udaje mi się — choć z jedzeniem, mimo iż siedzę za biurkiem — nie mam problemu. Jem mało. Jakoś nie jestem głodny.
Pod koniec tygodnia drogą kupna nabyłem butelkę — taką małą bańkę o pojemności 2l. I staram się ją wypijać w trakcie dnia w pracy. To jest podstawa. Do tego dopiero dochodzi ewentualnie jakaś kawa, jak jest potrzeba to energetyk (ten od wielkiego dzwonu) i cola.
Staram się to wszystko ogarnąć tak, aby wrócić do treningów na siłowni. Brakuje mi tego.
Dobry prognostyk jest taki, że coś się dzieje.
Że jest progres.
Że to widać.
A na wielki finał przyjdzie jeszcze czas.